Hunter
Hallo, człowieku, gdzie jesteś?!
Data przyjęcia do schroniska: 10-06-2020
Wiek określony (w przybliżeniu) w dniu przyjęcia: 3 lata
Stosunek do ludzi: różny
Stosunek do innych psów: pozytywny
Opiekunką Huntera jest Julia Nowacka.
Dodatkowe informacje oraz kontakt w sprawie adopcji: Julia (tel. 795 199 431), Roksana (tel. 692 524 568)
Wirtualną Psi-jaciółką Huntera jest Marta Dakar.
W oczekiwaniu na dom..
Adopcja możliwa tylko dla osób doświadczonych i/lub przy współpracy z behawiorystą!
Cześć, jestem psiakiem w typie owczarka belgijskiego i trafiłem do tego dziwnego miejsca 10 czerwca. Mam jakieś 4-5 latek. Początkowo dzień jak codzień, biegałem ze swoimi kumplami po podwórku i pilnowałem właścicielki, ale wieczorem przyjechał po nas jakiś podejrzany typek i nas zabrał. Nie wiadomo było dokąd, ani po co. Od ziomeczków dowiedziałem się potem, że była to interwencja i ponoć już kiedyś miałem zostać odebrany z tego domu, ale pani nie chciała nas oddać.
Strasznie zestresował mnie cały ten przyjazd do schroniska i ta lanca, na której byłem prowadzony, to troszkę „creepy” nowe miejsce, nowi ludzie i to dziwne głośne otoczenie… o maaamo, aż uszy bolały od tych skowytów. Nie dawałem się nikomu dotknąć i warczałem na wszystkich nie chcąc, by ktokolwiek się do mnie zbliżył. Zgrywałem twardziela, a jednocześnie bałem się tego miejsca. Z drugiej zaś strony zjadała mnie ciekawość, co mnie tu ciekawego czeka. Po 5 dniach pozwoliłem założyć sobie obroże i rozdałem kilka buziaczków. Aż sam się dziwie, że jakoś mnie przekonali. Pierwsze koty za płoty, ale nic nigdy nie idzie tak szybko. Nadal nie pozwalałem się do siebie zbyt zbliżać i zachowywałem dystans. No i stało się, zaczęły się krótkie spacery, ale tylko po terenie schroniska bo wszyscy się mnie bali. Nadal byłem mega wycofany. Nigdy nie miałem na sobie obroży. Nie potrafiłem chodzić nawet na smyczy, bo po co to komu miało by niby być, przecież my pieszki wolimy wolność. To wszystko było dla mnie nowością. Protestowałem na smyczy bardzo oj bardzo często.
Jedno co się do teraz nie zmieniło, to nadal większość „człowieków” się mnie boi, bo sprawiam, że stając na ich drodze czują wobec mnie respekt. Uprzedzę wasze pytania. Nie, nie jestem groźny.. Po prostu boje się wykonać kolejny krok do przodu i jestem jeszcze nieufny w stosunku do wszystkich prócz opiekunki. Ba, nawet i opiekunce czasem wywinę jakiegoś figla jeszcze. Nikt kto mnie dobrze nie pozna, nie będzie znał dobrze moich zamiarów i nie odczyta dobrze mojego języka ciała.
11 lipca niby wolo jak wolo.. ale zyskałem swoją własną opiekunkę. Taką tylko moją i niczyją więcej. Byłem meeeega podekscytowany. Ale to opowiem wam po kolei, jak to dokładnie było. Do mojego kojca podeszła pewna dziewczyna, hmm z daleka taka trochę z obawami czy wyjdzie żywo z naszego spotkania. Stwierdziłem wsumie, że czemu nie dać jej szansy. Dałem się delikatnie pogłaskać i podrapać za uchem, chodź nadal niepewnie czekając na jej kolejny ruch. Tak więc ręce w całości posiada do teraz, co ją bardzo dziwi. Ale o tym potem, powiem wam teraz co było dalej. Podeszła ze smyczą, a ja ucieszyłem się strasznie, że w końcu rozprostuję swoje gnoty i wyjdę na spacer. Chociaż czy można to nazwać spacerem to sami oceńcie. „Spacer” z początku był dla nas obojga trudny, wyszedłem pierwszy raz poza schronisko. Wszędzie było mnie pełno, kręciłem się w kółko, rzucałem się dookoła, wskakiwałem w każdy krzak, bo oczywiście wszystkie drzewka są moje i muszę to zaznaczyć bardzo dokładnie. To była dla mnie totalna nowość. Na koniec wyjścia zebrało mi się na głupoty. Wystraszyłem nieźle opiekunkę kilka razy, kiedy chciałem jej zwiać z obroży, bo poczułem ten zew natury. Po głębszych przemyśleniach szybko stwierdziłem, że było to skrajnie nieodpowiedzialne, bo o kolejnym spacerze mogę tylko pomarzyć przez swoje zachowanie. Myślałem, że już mnie przekreśliła.
Myliłem się jednak.
Nadeszła pora kolejnego wolontariatu, mając cień nadziei czekałem z niecierpliwością w swoim kojcu patrząc, jak wszystkie ziomeczki z sąsiednich boksów z wyjątkiem mnie wychodzą na spacer ze swoimi opiekunami. Nagle… patrzę i nie dowierzam własnym oczom… Przyszła do mnie, tym razem z czymś nowym- z szelkami i smyczą. Stanęła na przeciwko mnie po drugiej stronie krat, bijąc się z myślami kto zatrudni ją bez rąk w robocie. Zaczęła się wiec wahać jakie poniesie straty ubierając mnie w nie. Stwierdziłem, że jeszcze nie pora na żarcie i ludzkie mięso sobie jeszcze odpuszczę, nie będę kanibalem. Czekaliśmy tak razem patrząc się na siebie. W końcu przełamała się i mnie ubrała. Była strasznie zaskoczona, że tak pięknie współpracowałem. Wyszliśmy na spacer, który okazał się być tym razem naprawdę przyjemnym spacerem. Nie rzucałem się już tak na boki.
W między czasie pokazałem, że lubię większość psów. W większości przypadków przechodzę obok innych obojętnie, ale jak któryś mi podpadnie to wpadam w szał, skacze, piszczę i rzucam się na boki chcąc dopaść drania. Często też skrobie się w ten sposób do innych psiaków, by się z nimi obniuchać. Aktualnie mega zakumplowałem się z Baksem i wychodzimy w trójkę razem z Danio na dłuuugie spacery. Oczywiście nadal nie mam chęci wracać do kojca, bo tam jest nuda, ale czuję się tam nieco pewniej niż poza nim. Jak by nie było to jest teraz mój dom.
Myśle, że już wcale nie jestem taki straszny, jak mnie wszyscy malują. Zmieniłem się troszkę na lepsze, ale nadal to przepaść jeszcze. Napewno potrzebuje jeszcze sporo czasu, by otworzyć się przed innymi, aczkolwiek obcym pogłaskać się jeszcze nie daje i wysyłam zazwyczaj ostrzegawcze spojrzenia. Opiekunka wie, na ile może sobie ze mną pozwolić. Aktualnie wypracowaliśmy razem to, że bez problemu może wejść do mnie do kojca i ze mną chwilkę posiedzieć, na co innym nie pozwalam. Niestety też jeszcze nie za długo, bo potem próbuje dominować i czuje się nie swojo w czyimś towarzystwie. Jest to najpewniej spowodowane moimi lękami. Zrobiłem też pewniej postęp, bo daje się jej już głaskać, ale jestem niepewny i wystraszony, a ogon kule jeszcze troszkę pod siebie. Myśle, że z czasem będzie lepiej. Coraz bardziej się do siebie przekonujemy. Nigdy nikt nie chciał dać mi tyle ciepła i miłości i chyba muszę się jeszcze przyzwyczaić do tego. Z dnia na dzień darze opiekunkę coraz większym zaufaniem. Ostatnio nawet przyniosła mi fajny kocyk, taki mięciutki i cieplutki. Zaczynam szukać z nią coraz więcej kontaktu.
Nie wiem, czy jestem gotowy by już zaakceptować, nową rodzinkę, ale chciał bym dostać szanse, by móc chociaż spróbować i się przekonać. Mam nadzieje, że matka znajdzie mi jakiś nowy domek, w którym będę w końcu kochany i traktowany jak należy.
Szukam naprawdę odpowiedzialnego i konsekwentnego opiekuna, który poradzi sobie z moimi trudnościami lub zasięgnie porad behawiorysty.
Trzymajcie za mnie kciuki i do zobaczenia.
Łapka!
Warunkiem adopcji jest wypełnienie ankiety przedadopcyjnej oraz wizyta przedadopcyjna!